Kiedy w czasie okienka transferowego zaglądało się w terminarz, listopadowa konfrontacja z mistrzem Polski z góry wydawała się przegrana. Klub ze stolicy Wielkopolski zaliczył mocarny finisz okresu ruchów personalnych i ściągnął na Bułgarską topowe nazwiska, na papierze potężnie wzmacniając swój potencjał piłkarski. Życie pisze jednak niespodziewane scenariusze. Tuż przed listopadową przerwą na reprezentację Kolejorz tkwi w poważnym kryzysie, a posada głównego szkoleniowca - co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się nierealne - wisi na włosku. Czy duńskiego trenera zwolnią piłkarze Dawida Szwargi, którzy z hasłem ,,bij mistrza!” w głowach zamierzają utrzymać swoją imponującą passę w twierdzy Gdynia i zrehabilitować się w oczach swoich kibiców za ostatnie klęski? W niedzielę o 20:15 na Stadionie Miejskim w Gdyni, tuż przed 107. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości, Arka zmierzy siły z Lechem Poznań.
W poprzednim sezonie poznaniacy po trzech latach przerwy wrócili na tron i sięgnęli po tytuł mistrza Polski. Przy Bułgarskiej zrobiono wiele, by tego sukcesu nie zaprzepaścić. Mimo, że już u progu rozgrywek trenerowi Nielsowi Frederiksenowi ubywali kolejni zawodnicy, którym przytrafiały się dłuższe kontuzje, to działacze ze stolicy Wielkopolski tym razem stanęli na wysokości zadania i zapewnili transfery na papierze wręcz przebijające wartość piłkarzy wypadających z gry. Nic zatem dziwnego, że apetyty w Poznaniu były ogromne. Tyle, że już w pierwszych tygodniach nowej kampanii zaczęły się schody: Lech przegrał rozgrywany na własnym terenie mecz o Superpuchar Polski z Legią 1:2, szybko odpadł z rywalizacji o Ligę Mistrzów (udało się wyeliminować islandzki Breidablik Kopavogur, ale serbska Crvena Zvezda Belgrad to były już zbyt wysokie progi) i Ligę Europy (tutaj z kolei tamę postawił belgijski KRC Genk), spadając zaledwie do Ligi Konferencji, a na inaugurację rozgrywek Ekstraklasy podopieczni Frederiksena wyłapali u siebie 1:4 w łeb od Cracovii. Następny okres był dla Kolejorza bardziej łaskawy - klub ze stolicy Wielkopolski zaczął wygrywać na krajowym podwórku, a na inaugurację fazy ligowej Ligi Konferencji efektownie rozbił austriacki Rapid Wiedeń 4:1, pokazując kawał dobrej piłki. Tyle, że potem nadszedł kolejny impas. Od 5 października poznaniacy wygrali tylko raz, w dodatku mowa tu o przepchnięciu kolanem awansu w Pucharze Polski po wymęczonym zwycięstwie 2:1 z Gryfem Słupsk. W Ekstraklasie przez ostatni miesiąc drużyna Frederiksena zanotowała trzy remisy. Czarę goryczy przelewa jednak przede wszystkim postawa w Lidze Konferencji. Tutaj Lech przed dwoma tygodniami spektakularnie się wyłożył, przegrywając 1:2 na terenie gibraltarskiego Lincoln Red Imps, a gdy jeszcze nie ucichła dyskusja, czy to przypadkiem nie największa kompromitacja w historii polskiego futbolu, Kolejorz pospieszył z kolejnym grubym rozczarowaniem - we wczorajszym wyjazdowym starciu z hiszpańskim Rayo Vallecano do przerwy prowadził 2:0, by ostatecznie polec 2:3 po golu straconym w doliczonym czasie gry. Ta drużyna znajduje się w wyraźnym kryzysie. Atmosfera wokół klubu jest fatalna, a wśród sfrustrowanych kibiców powoli wraca tendencja do nazywania swoich piłkarzy ,,tłustymi kotami”, zbyt rozpieszczonymi i rozleniwionymi, by wygrać cokolwiek ważnego. Z 13 meczów w Ekstraklasie poznaniacy wygrali dotychczas tylko 5, a przecież mówimy o aktualnym mistrzu Polski. To wszystko powoduje, że posada Frederiksena jest zagrożona i być może w Gdyni Duńczyk będzie walczył o pracę. Wprawdzie Lech plasuje się na 5. miejscu w tabeli, traci tylko punkt do strefy pucharowej, cztery oczka do drugiej Wisły Płock i osiem do liderującego Górnika Zabrze, względem którego piłkarze z Wielkopolski mają rozegrane jedno spotkanie miej, więc wszystko jest jeszcze możliwe, ale cierpliwość ludzi wokół klubu jedzie już na oparach sił. Dlatego żadnego rotowania po meczu w Madrycie nie będzie i w niedzielę obejrzymy pierwszy garnitur Kolejorza. W bramce stanie Bartosz Mrozek, przed którym będą operować Joel Pereira (prawy obrońca w tym sezonie Ekstraklasy ma już na koncie 2 gole i 3 asysty), Mateusz Skrzypczak, Antonio Milić i Michał Gurgul. W środku pola skoncentrowanym na defensywie konfrontację rozpoczną Timothy Ouma i Antoni Kozubal, który na Vallecas znalazł drogę do siatki. W roli kreatora gry ofensywnej Frederiksen prawdopodobnie obstawi Filipa Jagiełłę (1 bramka i 4 asysty w tej kampanii Ekstraklasy). Na skrzydłach gotowość zameldują Pablo Rodriguez lub Taofeek Ismaheel oraz Luis Palma (4 gole i 3 asysty w lidze Honduranina). Na szpicy miejsce zajmie oczywiście legenda Lecha Mikael Ishak (7 bramek i 2 ostatnie podania Szweda w tym sezonie). Być może duński szkoleniowiec zdecyduje się dać szansę Leo Bengtssonowi - wówczas rodak Ishaka zajmie miejsce na lewym skrzydle, Palma zostanie przesunięty na ,,dziesiątkę”, a Jagiełło powędruje na ławkę. Typujemy jednak wyjściową jedenastkę w kształcie formowanym dookoła wychowanka Zagłębia Lubin. Kontuzjowani od dłuższego czasu są Ali Gholizadeh, Patrik Wålemark, Radosław Murawski i Daniel Håkans, a w spotkaniu z Motorem przed tygodniem do tego grona dołączył jeszcze Alex Douglas - stąd nasze przekonanie, że na środku obrony w Gdyni pojawi się Skrzypczak. Lech w tej kampanii jeszcze nie przegrał na wyjeździe. Kolejorz traci za to stosunkowo dużo goli jak na drużynę ze ścisłej czołówki, bo aż 20. Bierze się to z faktu, że obrońcy popełniają kuriozalne błędy indywidualne, a cały blok defensywny ma problem z piłkami posyłanymi za plecy. Poznaniacy słabo wyglądają pod kątem szybkości i zwrotności, stąd drużyny błyskawicznie wymieniające futbolówkę w ich strefie obronnej zyskują przewagę przy atakowaniu przestrzeni i stosunkowo często te deficyty Lecha są wykorzystywane. Oczywiście mistrzowie Polski mają też jednak swoje potężne atuty, zwłaszcza Palmę. Honduranin z marszu stał się absolutną gwiazdą Ekstraklasy. Wypożyczony z Celtiku Glasgow 25-latek pokazuje na polskich boiskach bardzo szeroki wachlarz umiejętności. Lewoskrzydłowy (lub rozgrywający, bo zdążył już udowodnić, że potrafi z powodzeniem występować na obu pozycjach) ma wszystko: wyszkolenie techniczne, szybkość, drybling, swobodę z piłką przy nodze, kąśliwy strzał, skanowanie przestrzeni, odwagę i brawurę. By powalczyć w niedzielę o punkty, Arkowcy muszą zneutralizować reprezentanta Hondurasu, ale też nie zapominać o pilnowaniu Jagiełły lubiącego zagrać prostopadłą piłkę i posiadającego inklinacje do gry kombinacyjnej oraz twardej walce fizycznej z Ishakiem przepychającym się w polu karnym i robiącym użytek z każdego wolnego centymetra.
Arka Szwargi prezentuje się ostatnio katastrofalnie. W trzech poprzednich meczach wyjazdowych żółto-niebiescy zaliczyli trzy porażki, tracąc przy tym aż 13 bramek. Do tego zdążyli już odpaść z Pucharu Polski po porażce 1:2 z Górnikiem na własnym boisku. Tyle, że w rozgrywkach ligowych termin ,,twierdza Gdynia” wciąż ma obowiązującą moc. W trwającym sezonie Arkowcy przy Olimpijskiej mogą pochwalić się bilansem 4 zwycięstw i 2 remisów. By wskazać ostatnią porażkę na własnym terenie gdynian, trzeba cofnąć się do… 25 sierpnia 2024 r. i przegranej 1:2 z Górnikiem Łęczna. Od tego czasu minęło aż 441 dni! Mamy nadzieję, że ta seria będzie trwać nadal - ukończenie całego 2025 roku bez polegnięcia u siebie w lidze byłoby kapitalnym wynikiem, który co prawda zamazałby fakt, że drużyna pod wodzą Szwargi nie robi żadnego postępu, o czym świadczy coraz gorsza postawa w delegacji, ale przede wszystkim stanowiłby potężną zaliczkę punktową przed wiosennym zażartym bojem o ligowy byt, a to jest przecież w tym momencie dla Arki najważniejsze. Kontuzjowani są Joao Oliveira i Diego Percan, Szwajcara i Hiszpana w niedzielę nie obejrzymy. Bilans spotkań z Lechem jest bardzo wyrównany - w tym momencie wynosi on 13 zwycięstw, 13 remisów i 14 porażek. W przypadku konfrontacji w Gdyni te liczby wyglądają jeszcze lepiej dla żółto-niebieskich: mowa tu o 10 wygranych, 5 podziałach punktów i 5 wpadkach. W niedzielę trzeba wykorzystać kryzys poznaniaków i sięgnąć po kolejną pełną pulę - w tabeli wprawdzie gdynianie nadal trzymają 5 oczek przewagi nad strefą spadkową, ale okupują już ostatnie bezpieczne miejsce, a trzeba też przypomnieć, że Piast, Nieciecza i Lechia nie będą przegrywać na okrągło (chociaż zwłaszcza w przypadku tego ostatniego zespołu nie widzimy wad tego scenariusza). Najwyższy czas zacząć samemu oddalać się od rubieży Ekstraklasy zamiast nerwowo sprawdzać wyniki wszystkich konkurentów co weekend.
W najbliższy wtorek będziemy obchodzić 107. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. 11 listopada o 11:30 zapraszamy wszystkich Arkowców pod Urząd Miasta, by wspólnie świętować wolność w uroczystym marszu i wspominać wydarzenia z 1918 r., które doprowadziły do reaktywacji polskiej państwowości. Zanim Rada Regencyjna przekazała władzę zwierzchnią Józefowi Piłsudskiemu, proces odzyskiwania suwerenności musiał dokonać się na wielu poziomach. Dyplomacja polska w czasie toczącej się I wojny światowej, orędzie prezydenta USA Thomasa Woodrowa Wilsona, traktat brzeski, deklaracja niepodległości Rady Regencyjnej Królestwa Polskiego z 7 października, rozbrajanie wojsk okupantów na ziemiach polskich, powołanie rządu Ignacego Daszyńskiego oraz wiele czynników i wydarzeń odbywających się równolegle stanowiły jaskółki zwiastujące nadejście symbolicznej wiosny i prognozy wywalczenia wolności. To wszystko nieustannie podsycało nadzieję, która prowadziła naród w trudnej walce. Kibice niedzielnego przeciwnika Arki doskonale znają historię związaną z omawianym okresem, w końcu 27 grudnia 1918 r. wybuchło zwycięskie powstanie wielkopolskie, świadczące z kolei o tym, że o suwerenność i przynależność narodową trzeba walczyć zawsze. Dzięki wysiłkom architektów niepodległości możemy dziś cieszyć się życiem w wolnej Polsce i między innymi fetować niedzielny mecz przyjaźni. Niech postawa Arki w rywalizacji z Lechem stanowi podobną do wyżej przytoczonych jaskółkę wolności, żywy płomień nadziei na regularne punktowanie i skuteczne wykorzystywanie swoich atutów boiskowych. Żółto-niebiescy bardzo potrzebują trzech punktów pozwalających na złapanie oddechu i odpoczynek w bezpiecznej strefie. Arka to jest potęga!